W jednej chwili, jednym gestem, jedną myślą.

Zniknęło. Minęło. Pusto i boli.

A zaczęło się tak. Nareszcie kupiłam kartę pamięci, by mieć więcej miejsca na zdjęcia w moim telefonie. Bo niewiele miałam, a zbierałam te szczególnie szczególne zdjęcia od dawien dawna:

  • Karol – mały królewicz w rajtuzach, przedszkolny przebieraniec, szkolny luzak, rodzinny potwór i maskotka jednocześnie…
  • Ola – małe naście nie wiedzące jeszcze co dalej, wakacyjna farciara, czuła siostra, właścicielka największego pluszowego misia we wsi…
  • Czar – czasem łysy, czasem w koralikach, czasem w kancik przed nagraniem… a czasem nawet przyłapany na spokoju i beztrosce…
  • Dziadkowie – najczęściej urodzinowi lub ogrodowi, zmieniający tylko prezenty, z którymi przyszli…
  • Moje wyjazdy – pasjonująca nuda na dworcach, flipy z warsztatów, twarze nowych znajomych…
  • Nasze urlopy – zaczarowane momenty, śmieszne przypadki, pozy grozy i urzekające ujęcia okoliczności przyrody…
  • Domowe zwierzaki – pies i kot w pozach relaksacyjnych, osobno i po swojemu obojętne lub zaangażowane…
  • I jeszcze – okładki książek, które trzeba kupić, notatki, które trzeba spisać, plakaty, których przesłanie należy zapamiętać…

A ja chciałam więcej.

Pan w punkcie zainstalował więc kartę i przegrał na nią te wspomnienia przekazywane z telefonu na telefon. I powiedział pan, że teraz wystarczy usunąć je z pamięci urządzenia i mam przestrzeń na nowe. Usunęłam. W jednej chwili, jednym gestem, jedną myślą, by mieć więcej. Zniknęło wszystko z obu pamięci jednocześnie: urządzenia i karty.

Jakże ta rzeczywistość wirtualna jest ulotna. Brak 500 zdjęć w 1 sekundzie. Jakże ta rzeczywistość realna jest trwała – mój brak wiary, że to się stało trwa od wczoraj i obserwuję jak wzrasta i buduje wielowątkową narrację wokół tego tematu. Przeogromna pustka i jakby utrata tożsamości. Czysta karta. Przeżycie ekstremalne – zobaczyć, że to, co ważne, wybrane, rozczulające przestaje istnieć. Staje się Niczym. Brak zdjęć. Brak śladów życia. Brak moich symboli. Brak dostępu. A ja jestem sprawcą tego braku.

Popłynęły łzy smutku i bezsilności. I dusiło coś w gardle i jeszcze wskoczyło coś na kark i nie chciało puścić. Czułam bezwład, ciężar i paraliż. Realna rodzina zauważyła, przytuliła i osuszyła żal. Z pełnym zrozumieniem. I trochę lepiej mi już.

 

Refleksja: Być tu i teraz w pełni.

Jeszcze bardziej mnie woła do siebie świętość chwili obecnej, nie minionej, nie oczekiwanej. Obecnej. Zapisanej na bieżąco w pamięci serca. Przeżytej tak intensywnie i soczyście, że zostawiającej ślad w bezgranicznej przestrzeni świadomości na zawsze. Wystarczy, że jestem w pełni tu i teraz. W tym błysku świadomości. I wzbogacam siebie i wzbogacam rzeczywistość o doświadczenie tego bycia połączone z innymi żyjącymi istotami. Wnoszę ciekawość, otwartość, spokój i zaufanie. Nie utykam w przeszłości, choćby najpiękniejszej. Teraz jest prawdziwe. I choć zbudowane na wczoraj i mogące stać się jutrem, to TYLKO TERAZ JEST PRAWDZIWE.

Napisz swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *