Syn (IV klasa) domagał się obecności mamy podczas odrabiania lekcji. Niemiło, uparcie, z epitetami, szantażem, jękiem, fochem… Bez przytaczania cytatów, ale było „grubo”. Pełna frustracja, bo mama nie chciała go słuchać w tym tonie i w tej formie, przerywała (pewnie też jego zdaniem niemiło, uparcie, z jękiem i fochem) słowami: „Ja już dawno skończyłam szkołę, nie zamierzam jej powtarzać, teraz czas na Ciebie i Twój wysiłek”. Na co dziesięciolatek: „No bądź tu, pomagaj, zobacz”.

Ale ja nie zamierzam wracać do szkoły – zdarta płyta mamy.

– Ale mogłabyś ze mną… – zdarta płyta syna.

– Nie. Nie chcę spędzać popołudni nad Twoimi lekcjami. Wiem, że inne mamy też tak decydują, by uczyć dzieci samodzielności. (no tak jest! jesteśmy zmęczone i wkurzone tym, jak wyglądają popołudnia w domu – napięcie i kłótnie; niech dzieciaki same sobie radzą ze swoimi obowiązkami! są coraz starsze!)

– Ale ty nie musisz być jak inne mamy.  Nie trzeba innych naśladować, można siebie słuchać i wybierać po swojemu – tak mi zawsze mówisz.

– Ale ja się tu z nimi zgadzam (ciekawe, że gdy syn się zgadza ze zdaniem kolegów w kwestiach niewygodnych dla mamy, to nie ma to dla niej większego znaczenia…) My dorośli chcemy mieć czas po pracy dla siebie, na odpoczynek. A jeśli potrzebujesz mojej konkretnej pomocy, to zawołaj, zapytaj, wtedy pomogę – dodała.

– Co to znaczy konkretnej? – doprecyzował syn.

– Jak np. w zadaniu będzie pytanie jakiego koloru jest wiewiórka, to mnie zapytaj, a ja Ci odpowiem, że ruda. (mama podała najbardziej bezsensowny z przykładów)

– Ale ja to wiem!

– To pytaj o trudniejsze. Czyli najpierw w ogóle sprawdź, co jest zadane. Czy Ty w ogóle otworzyłeś już książkę? Przeczytałeś polecenie? (krócej i bardziej po żołniersku się mamie nie udało wrócić do tematu, ech…)

– Nie. Bo Cię tu nie było.

– I nie będzie! Ja już szkołę dawno skończyłam i…

– To wyjdź stąd! – syn demonstracyjnie zasłonił uszy.

– Wychodzę! A Ty odrób lekcje. (mama nie trzasnęła drzwiami, choć chciała)

Wyszła do drugiego pokoju, żeby poćwiczyć jogę i się odprężyć, ale ciało sztywne, bo głowa sztywna i ciężka po takiej wymianie zdań. Dużo niezrozumienia i dystansu i smutku i złości.

Wróciła do jego pokoju po godzinie, a on… śpi. Zawsze tak reaguje w sytuacji dużego stresu – odcina układ nerwowy od bodźców.

– Hej, pobudka. A lekcje?

– A ja zasnąłem? … A będziesz już ze mną?

– Przecież mówiłam….

– Nie bądź zła, ale muszę Ci coś powiedzieć – chciałem się przez ciebie zabić.

– Co?!! (szok, poczucie winy, strach, niedowierzanie, całe szczęście, że mama nie stwierdziła z sarkazmem, że nie było powodu)

– Wszedłem na parapet, otworzyłem okno i chciałem wyskoczyć.

– Co!?…. – mama przeraziła się w pierwszej chwili – ale… na Twoim parapecie takie same stosy zabawek i książek jak wcześniej, więc jak mogłeś otworzyć okno niczego nie przestawiając? (wygodniej mamie przekierować rozmowę na „kłamstwo”, by złapać oddech po tym, co usłyszała…)

– Zdjąłem to wszystko, wszedłem, popatrzyłem na dół (I piętro), zrezygnowałem i postawiłem na nowo.

– I zupełnie tak samo stoi jak przedtem…, nic się nie przesunęło?…. (o czym ta mama gada?…)

– No nie, nie wszedłem, ale chciałem tak zrobić. (mama słyszy, że bardziej drukowanymi literami syn nie umie już powiedzieć, że temat odrabiania lekcji to naprawdę ważna i trudna dla niego sprawa!)

– Wiesz co, to właśnie jest wielka umiejętność. Chcieć zrobić coś głupiego i się powstrzymać. Uffff…. Wiem, że tak umiesz. Ja też czasem coś głupio pomyślę, a potem wiem, że to tylko myśl i nie muszę tak zrobić. To moje zwycięstwo nad tą myślą. Że kogoś chcę udusić ze złości, a nie uduszę. (dobry kawałek edukacyjny, ale też sposób dla mamy na poczucie, że wraca do panowania nad sytuacją)

– Nie lubię tak myśleć. Ale masz to wiedzieć, że pomyślałem, że nie chcę żyć. Czułem się niechciany. Przytul mnie…

Mama przytula (całym sercem przylgnęła): Ale my mówiliśmy tylko o zadaniu domowym. Skąd to poczucie, że (stop!!!!)a po czym byś poznał, że jesteś chciany i potrzebny? (bardzo miękko mama zapytała)

– Gdybyś tu ze mną była, gdy robię lekcje.

– I?…. (mama daje przestrzeń, nareszcie daje przestrzeń, by syn mówił)

– I możesz wtedy czytać książkę, ćwiczyć jogę, tylko tu bądź. Nie będę musiał daleko chodzić, by o coś zapytać i będę cię czuć. Wtedy się inaczej odrabia lekcje.

– Czyli to nie chodzi o to, żebym ja każdą lekcję odrabiała z Tobą? (mama jest naprawdę zdziwiona)

– Nie. Tylko bądźmy razem w pokoju. Możemy robić inne rzeczy, ale razem. Szkoła jest trudna samemu. I jeszcze trochę się boję Fnafa jak jestem sam w pokoju, wiesz. Bo ja jeszcze jestem dzieckiem. Ty masz o wiele więcej lat i myślisz inaczej. Ja nie jestem gotowy jeszcze być sam… I wiesz, kiedyś byłaś inna. Kiedyś było cię więcej i byłaś milsza.

Chyba Cię rozumiem(sumienie mamę gryzie za wszystkie jej interpretacje…) Jeśli sama moja obecność ma Ci poprawić nastrój i ułatwić skupienie, to ja się zgadzam tu być. Bo ja myślałam, że… (nie, już koniec usprawiedliwiania się, mamo!)

Syn wyjął kartkę i zaczął coś pisać:

– To teraz podpisz: „Ja, mama (imię i nazwisko), zgadzam się na siedzenie w pokoju i czytanie książek i ćwiczenie jogi i pomaganie synowi. Dotyczy całego roku szkolnego 2017/2018.”

– W porządku, tylko dodam: „A ja syn (imię i nazwisko) będę o to prosić w miły i uprzejmy sposób”

– A nie może być, ze będę ok dla mamy?

– Może być.

– Po twojemu też może J Zacznę dziś od matematyki, bo umiem i mogę Ci się pochwalić. Będziesz ze mnie dumna.

Jestem. Bardziej niż z siebie dziś. (mama ma łzy w oczach, nigdy więcej nie chce od niego usłyszeć tego, że… przez nią)

Mama, która zaczęła od  słuchania tylko swojej interpretacji. Syn, który na początku nie dostał przestrzeni na dopowiedzenie do końca. Strategie, które brzmiały głośniej niż potrzeby. Potrzeby, które tak bardzo się zamanifestowały: kontakt, bezpieczeństwo, więź, uznanie, odpoczynek, różnorodność. Kolczaste emocje po obu stronach. Oczekiwana samodzielność widziana jako samotność. Bariera stereotypów i przekonań. Warto zwrócić uwagę na to, co zapisane zostało pogrubioną czcionką. Ma znaczenie. Każdorazowo mogło być nowym otwarciem w tym dialogu.

Gorzkie refleksje:

  • pomimo porozumienia między nimi, pojawił się podpis na „dokumencie”? Co on znaczy? Dziecko znalazło dorosły pomysł na zagwarantowanie sobie czegoś. Tylko że tym czymś jest obecność najważniejszej i najbliższej osoby. Może skoro musi być podpis, to zaufanie nadszarpnięte? Zasady ponad więź? A może to już inny etap współpracy i dbania o siebie?
  • syn szuka ukojenia w byciu razem, mama jest nastawiona na wprowadzenie szybkich nowych, dla niego radykalnych, rozwiązań. Atmosfera nieporozumienia nie sprzyja nauce. Connection before correction. A może lepiej wprowadzać zmiany powoli, uwzględniając potrzeby obu stron? Sprawdzać, co realne i wykonalne tu i teraz? Testować, osiągać cel nie kosztem zerwania relacji, ale z włączeniem jej? I z uważnością, że tempo dla każdego może być inne?
  • dlaczego to mama decyduje czy razem czy osobno? Dlaczego to mama ocenia, co jest trudne? Jakie warunki duży stwarza mniejszemu do wyrażania siebie? Gdzie przestrzeń do budowania poczucia wartości i pewności siebie, decydowania o sobie, uczestniczenia w procesie wyboru? Umniejszeniem jest ustawienie w pozycji do wykonania polecenia tylko.
  • dorosły nie zawsze znaczy dojrzały. Czasem znaczy ważny odgórnie, a wcale nie mądry.
  • jaka tęsknota za bliskością tkwi w słowach syna: „Kiedyś byłaś inna”. Było cię więcej, cieplej, bliżej. Jest mało daleko i zimno. I tylko dlatego, że mam 10 lat, Ty myślisz, że trzeba mnie inaczej traktować niż przed wakacjami? Usamodzielnić czyli zostawić??? Kazać czuć się NIECHCIANYM… gdy nadal chce się być kołysanym, przytulanym… Chce się czuć KOCHANYM.

Mamo, Ty się obudź. Nie musisz słuchać innych, możesz iść za głosem własnego serca i głosem własnego dziecka. Byle umieć te głosy usłyszeć w codziennym pośpiechu, narzuconych sobie  wymaganiach, oczekiwaniach, presji na doskonalenie i ulepszanie.

 

 

10 komentarzy do “Razem czy osobno w tej torturze

  • Aga

    U nas miejscem na odrabianie lekcji bardzo długo był stół w kuchni, dzieciaki tak wybrały a ja im go nie żałowałam. Mijały miesiące a lekcje coraz częściej przenosiły się na biurko. Choć jeszcze zdarza się, że dziewczyny przyjdą do kuchni na odrabianie jeśli mają taką potrzebę. Czasem po prostu chcą być blisko, żeby zasłużyć na pochwałę, że coś im tak szybko i dobrze idzie. A ja przy okazji robię kolację 🙂

    • Dorota Wojtczak

      Właśnie. Naturalny proces. Jak się nakarmimy bliskością, to szukamy niezależności. Też tak to widzę. bez presji, z obserwacją tego stanu, który tu i teraz Teraz ma być blisko, jutro może być dalej. Nie ma co się przyzwyczajać, że to komuś zaszkodzi. Zycie to ciągła zmiana – także w potrzebach rozwojowych naszych dzieci 🙂

  • mama dziewczynek

    Przykro mi ale nie rozumiem tego zupełnie, jeżeli dziecko jest na tyle rozsądne żeby jasno wyrazić swoje emocje i spisać kontrakt z rodzicem to dlaczego jest to taki problem żeby samodzielnie odrobić lekcje. Obecność jest ważna ale mama może mieć takie załatwienie( typu telefon, pisanie, drukowanie…) które będzie przeszkadzać dziecku podczas nauki. Ja bym ta obecność zamieniła na ruchome krzesło które co tydzień przesuwam bliżej drzwi aby wreszcie wyjść z tego pokoju. Ciągle słyszę o bezpieczeństwie, emocjach, bliskości a gdzie miejsce na samodzielność, naukę na błędach, zaradność. Rosną nam teraz bataliony niezaradnych, mamusiowatych, którzy bez mamusi sobie w życiu nie poradzą. Jeżeli chcecie mieć w domu mężczyznę to wychowajcie go tak żeby czuł się bezpiecznie i kochanym bez naszej ciągłej obecności, żeby był świadomy że błędy, porażki i słabości to nie koniec świata, że poradzi sobie świetnie sam bo w końcu WAS też kiedyś zabraknie.

    • Dorota Wojtczak

      Mama z opisu też tak chciała. I nadal jest w niej nadzieja na łatwiejsze kiedyś. Że kiedyś dziecko poradzi sobie świetnie samo, a ona będzie mieć spokój. Zdecydowala jednak być uważną NA TERAZ, by to KIEDYŚ mogło się pojawić. Ruchome krzesło to świetny pomysł (dziękuję za tę metaforę) i własnie jego ruchomosc bedzie wynikiem obserwacji na gotowość dziecka realną a nie zakładaną. Etap my razem, by nadszedł etap sam naprzód! Wszystko ma swój czas i lepiej postawić na naturalny rozwój niż jednostronną presję. Każdy ma swój próg wrażliwości. To, co dla jednych w mig, dla innych powoli i puszczając nitka po nitce. Te słowa są za ciężkie na 10-latka (na kogokolwiek) i warto je usłyszeć i wyhamować. By kiedyś w lepszym momencie przyspieszyć. Taka jazda od przystanku bezpieczenstwo do przystanku autonomia. Z wielokrotną zmianą kierunku. A o rytm i tempo jazdy zapytajmy kierowcę. Pamiętając, że on jeszcze nie jest mężczyzną, on jest chłopcem, który uczy się jak to jest funkcjonować w zmianie szkoły, klasy, oczekiwań.

  • Magdalena

    Skłania do refleksji.
    Poruszył mnie ten tekst…
    Dziękuję.

    • Dorota Wojtczak

      Czasami poruszenie wytrąca nas z autopilota codziennych reakcji. Że trzeba, należy, powinno się. W tym wieku, w tej sytuacji musisz… refleksja nas przywraca do życia tu i teraz, na naszych warunkach i z naszą najprawdziwszą obecnością. Dziękuję za komentarz i wrażliwość.

  • Viola

    To prawda – dziecko musi się czuć bezpiecznie. W wielu przypadkach sama obecność rodzica, jego dobre słowo i zaoferowana gotowość do wsparcia dziecka wystarczą, by czuło się ono silne, mądre i samodzielne. I to
    z reguły wystarcza , żeby dawało sobie radę.

    • Dorota Wojtczak

      Prawda, ze to niewiele? Az tak się nie zmęczymy jako rodzice wspierającą obecnością. Obecność a nie obcość. Tak ważna inwestycja w przyszłość dziecka.

  • Karo

    Bardzo mnie wzruszyła ta opowieść. Bardzo.

Napisz swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *