Emocje mną huśtają. Choć okręt płynie…

Co robić, gdy nie chcę nic robić?

Co myśleć, gdy myśli mnie dławią?

Ciało intensywnie doznaje stresu.

Głowa, kark sztywnieją – jak zwykle, gdy jestem w pośpiechu i pod presją.

A przecież nie jestem!!! Jestem w spowolnieniu. Mam mniej pracy, nie muszę się nawet przemieszczać. Jestem w domu, mogę gotować i być razem, a to lubię. Niby wydłużony weekend. A jednak to całe rozedrganie i poczucie bycia POMIĘDZY mnie rozstraja.

Pomiędzy czym a czym jestem? Ta niewiedza doskwiera. Bardzo intensywnie czekam na odpowiedź. Ta intensywność jest odczuwalna w każdej komórce ciała. Z nadmiaru wewnętrznego pobudzenia i niezliczonych wibracji, chciałabym się wyłączyć i włączyć dopiero za jakiś czas. Może to jest o potrzebie bezpieczeństwa, którego instynktownie poszukuję? Może o potrzebie społecznych więzi, których namacalnie nie da się teraz doświadczyć? Może nadmiar empatii mnie uciska, bo i wobec wszystkich ludzi i wobec natury i wobec najbliższych wyjątkowo szeroko otworzyło się okno mojego serca. Ciężko mi się oddycha, gdy płuca zmiażdżone są nieprzewidywalnością wszystkiego. Czasami łapię oddech resztką sił, tak jakbym była chora. Chora na niepewność.

Z takim płytkim oddechem brakuje energii na wciskanie się w onlajnowe pionierskie akcje ratowania biznesów i świata. Może gdzieś tam w środku nie lubię tych biznesów i tego świata – w ich rozdętej aroganckiej często formie. Nie zauważam ich sensu, dyskutuję z wartością. Taka jest prawda o mnie. A teraz powstają grupy takie czy inne, pomysły wspólne czy indywidualne, inicjatywy, by chronić, pomóc przetrwać, utrzymać stan z wczoraj. Nie umiem dołączyć, jestem obok tego. Taka jest prawda o mnie. To nie obojętność, to odpowiedzialność wyboru.

Przychodzi do mnie mądrość, że czasami właściwe działanie to niedziałanie póki nie jest jeszcze czas na nie.

„Czy masz cierpliwość czekać, aż twój muł opadnie i woda stanie się klarowna? Czy potrafisz trwać nieporuszony aż właściwe działanie zrodzi się samo z siebie?” Lao Tze

I wiem, że to zastygnięcie jest o mnie, że każdy z nas może inaczej się odnaleźć w tym, co jest teraz. Inaczej wybrać swoją obecność. Ja potrzebuję znieruchomieć, a może poddać się znacznie większemu unieruchomieniu, które nas objęło, bo sami nie umieliśmy, by transformacja była pełna. Może narodzę się na nowo. Może ta rzeczywistość będzie spójna z moimi wartościami. Może mniej będzie znaczyć więcej. Może już czas na krok głębiej a nie dalej?

A jeśli dla innych to czas realizacji, udowadniania, znajdowania swojej przestrzeni to ok. Jeśli obecny kryzys ich motywuje i daje moc, by dalej, by więcej, by z kreatywnym entuzjazmem, to niech rozkładają skrzydła i lecą. Powodzenia na tej drodze! Przecież może być wiele ścieżek rozwoju.

Mnie to, czego doświadczam w sobie na to, co wokół, boleśnie zatrzymuje i męczy. Każde stadne działanie, bo inni tak robią, wywołuje duże blokady w ciele. Cały organizm się buntuje i dosadnie uciska mięśnie informując od środka: „To nie czas na sprint czy wyścig, to czas przygotowań do podróży. Zbieraj siły i nic nie rób. Po prostu bądź, obserwuj. A moment startu się objawi. Zaufaj. Wyruszysz w głąb wkrótce. ”

To nie jest łatwe – słuchać siebie i nie zwariować, gdy głowa kiwa z niedowierzaniem, bo ciało zarządza postój. Bo każdy ruch boli. A serce, cóż… serce jest dziwnie spokojne, jakby podłączone pod większy mechanizm wszechświata.

Napisz swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *