Dwie kilkuletnie siostry przy basenie. Jedna trzyma krem z filtrem do opalania.
Siostra 1 – Ja będę psikać, a ty będziesz smarować.
Siostra 2 – Nie, ja będę smarować, a ty psikać.
Siostra 1 – Ja tak mówię przecież.
Siostra 2 – No to nie. Ja będę psikać, a ty smarować.
Siostra 1 – Nie! Tak jak ja mówię, bo ja mam psikacz.
Siostra 2 – Bo ty masz go tylko przez przypadek.
Siostra 1 – Nie, bo mama mi dala.
Siostra 2 – Przez przypadek ci dała.
Mama – Jak się będziecie tak ciągle kłócić, to żadna mnie nie posmaruje, tylko tata.
Tata – Ale ja idę do basenu…
Siostry 1 i 2 – No to ja! Ja!
Mama – Przestańcie! Jedna prawą rękę mi popsika, a druga posmaruje, a lewą odwrotnie.
Siostry 1 i 2 – Dobrze.
Wydawało się, że zgodnie psikały i smarowały aż skończyły. Następnie jedna zajęła się plecami mamy, a druga brzuchem. Pełna wzajemna wnikliwa obserwacja, by po równo tego psikania i smarowania było.
Siostra 1 – A drugą warstwę tylko ja!
Siostra 2 – A ja bliznę!
Siostra 1 – A ja tatę!
Siostra 2 – Przegrałaś! Tata jest w basenie.
Siostra 1 – To ja do niego pójdę i będę się z nim bawić.
Siostra 2 – Nie, to ja będę się teraz bawić. Ty pierwsza mamę psikałaś!
Rywalizacja czy współpraca? Przeplatanka? Kto to ogarnia oprócz zaangażowanych? Patrzeć i milczeć to najlepsza strategia. Siostry i tak sobie poradzą – chyba.
Potrzeby: posiadania znaczenia, zauważenia, budowania więzi, kontaktu, wnoszenia wartościowego wkładu w życie innych, zachowania równowagi i sprawiedliwości… Takie ważne wartości w takiej błahej sprawie. Ale czyż błahe nie uczy ważnego? Trenując szybkość reakcji, sprawdzając granice swoje i innych, szukając najlepszych argumentów – bez stresu i blokad, bo chodzi tu o znane, codzienne, zwyczajne dla rodzeństwa rozgrywki przecież. Tak wygląda nauka budowania relacji i dbania o siebie.
Każdy moment to ten moment. Niepowtarzalny fragment życia, spleciony z kolejnym fragmentem. Wynikający z wcześniejszego. Chwila po chwili. Jesteśmy obecni w procesie rozwoju.