To był ważny dzień. Znaczący w kilku odsłonach: zawodowej, osobistej, towarzyskiej, rozwojowej, duchowej… Wymieniać by długo jeszcze znaczenia…
Spokój towarzyszył jej mimo rangi dnia, którą zresztą sama mu nadała. Lekka ekscytacja też, ale powodująca tylko uniesienie energii jak skrzydeł do lotu.
Po takim dniu wróciła spełniona, trochę oszołomiona, do domu. On przygotował herbatę – zdrową jak ona lubi i w sam raz (zazwyczaj sam z siebie nie robi herbaty), on kupił hummus, który ona lubi (do dziś nie wiedział co to hummus, ale wiedział, że ona to je), przygotował kąpiel (wie, że ciepła woda ją odpręża), zapalił świece (zna jej słabość do zapachu wanilii i półmroku), nalał lampkę białego wina i ustawił na skraju wanny (pod wpływem parującej wody, na szkle osadziły się kropelki mieniące się w świetle świecy). Ech…
Ona była prawdziwą księżniczką. Dla niego. Dla siebie. W tym dniu.
Wolna w tej przestrzeni, którą tworzy. Zakotwiczona w tym, co stworzyli razem.
Tylko oddychać.