Tak mówi synek, gdy leży już w łóżku wieczorem i nie chce zostać w pokoju sam, bo „jak jest jasno to jest normalnie, a jak jest ciemno to już nie…”

Tak mówi synek zorany i spocony po treningu piłki, bo „widzisz jak mnie kopnął?! na maksa on mnie kopnął, widzisz to?!”

Tak mówi córcia, gdy wraca ze studenckiego wygnania i w jej oczach tęsknota za poranną jaglanką, dużą wanną i „pokoikiem w domku.”

Tak mówi córcia, gdy emocje śmigają szybciej niż rozsądek zdoła je odczytać, a ciało oswoić, bo „no są różne aspekty tej sprawy mamuś.”

Tak mówi mąż, gdy zabiega o więcej albo wraca ze świata światem rozczarowany, bo „jak tak można Oliwko, ty wiesz, co oni robią?”

Tak mówi mąż, gdy zdejmuje zbroję wojownika i zamienia się w przytulnego domownika, bo „o co – jak nie o to, by razem w tym życiu być – chodzi, więc chodź tu żono moja.”

Tak mówię ja, gdy chcę, łaknę dotyku, gdy miękkie zwierzę ze mnie wyłazi i na sofę włazi z zaczepnością tarzania się, trącania i zabawy, bo „tak lubię, leniwie, śmiało czy nieśmiało, z czy bez”.

Tak mówię ja, gdy moja mama na działeczce siada obok na leżaczku i wzdycha „córeczko, no takie jest życie, takie już jest…”

Tak patrzy nasz pies, gdy starość i choroba zabrały mu energię, ale uwypukliły potrzebę obecności dla samej obecności, póki jest.

Tak patrzyła nasza kotka, bezczelnie pazerna na dotyk – chciała to brała – mościła się na łóżku, kocu, w walizce, szufladzie, na kolanach – byle być obok, skóra do skóry, włos do włosa, sierść do sierści. Grzać się tuleniem i głaskaniem.

Tak mówią ludzie, gdy pragnienie bliskości, łagodności, błogości, akceptacji, życzliwości… wychyla się spod skorupy codziennej siły i twardości.

Tak mówią ludzie, gdy mają odwagę powiedzieć, za czym tęskni ich serce.

Pogłaszcz mnie. Zamknę oczy, zamruczę, zapłaczę, zaufam. Ty pogłaszcz kojąco, odżywczo, leciuchno lub mocniej, z czułością, miłością, obecnością, uważnością… Pogłaszcz mnie.

Oby człowiek człowiekowi ciepłem był. Oby synek i córeczka prosili o to jak najdłużej i jak najszczerzej. Amen