To nie to samo. Choć chciałoby się. Medytacja uważności może być przyjemna, ale nie musi. Czasem jest bardzo nieprzyjemna, ale nie musi. Bywa raz taka, raz taka. I dobrze. Niczego nie zakładaj. Podchodź ze świeżym umysłem. Przyglądaj się sobie ciągle na nowo. Co widzisz dziś, teraz? I jaki masz do tego stosunek?

Nie podoba Ci się. Bywa.

Wkurza Cię. Zdarza się.

Przyjemne to nawet. Ciesz się, bo minie.

Nuda jak stąd na Alaskę. I jak reagujesz na nudę? Zmiana tematu? Narzekanie? Marudzenie? Obwinianie dostarczyciela nudy czy swoich kiepskich zasobów jej umiejętnego przetworzenia na coś bardziej atrakcyjnego?

Patrz a zobaczysz. Swoje wzorce. Od lat takie same. Ugruntowane, że trudno wyrwać bez korzeni. Precz im mówisz, bo uwierają, gdy już wyszły na światło dzienne i pokazały się w przestrzeni Twojej świadomości.

A tak w ogóle, to po cholerę je widzieć? Pooddychać chciałam i się odprężyć, a tylko się rozdrażniłam tą całą medytacją. I to ma być sposób na radzenie sobie ze stresem? Kpina. Wzorce moich niechcianych zachowań pod lupą uważności wyglądają jak pryszcze na twarzy. Obrzydliwie wypełnione ropą przeszkadzają w ładnym starannie wypracowanym wizerunku. No i co z tego, że przyglądam się swojej złości czy zniecierpliwieniu, co? Co mi to da???!!! Strata czasu i jeszcze mięśnie bolą.

A jak się przyglądasz? Jakie myśli masz, co czujesz? Ile w tym niechęci i krytycznego oceniania? Ile obrony przed przyjęciem tego, co jest w tobie? Odpychanie nie tylko mentalne, też fizyczne płynące z ciała jako sygnał „dość już! niewygodnie!”

A ile łagodnej miłości w tobie, gdy przyglądasz się sobie?…

Śmiem twierdzić, że Mindfulness jest dla odważnych. Każdy jest odważny inaczej i w innym momencie. Odwaga się rodzi z frustracji także. Jak i z inspiracji też.

Patrzę i widzę. Nie mam spokoju póki mi nie jest wygodnie, ciekawie, przyjemnie. O, tak. Mam spokój, gdy mi wygodnie, ciekawie i przyjemnie. Każdy wtedy ma spokój. To norma – nie sztuka. Sztuka jest wtedy, gdy mną targa, rzuca, gdy piana na ustach, rzężenie w krtani, nozdrza jak u rozjuszonego byka, a ja to widzę i nie daję się temu wciągnąć. Obserwuję. Badam. Nazywam. Otwieram się na to. Jestem z tym, a nie pod wpływem tego. Jestem z tym uważnie i życzliwie jednocześnie.

Tryb działania stoi na straży i nie dopuszcza, by za długo być. To, co naturalne ocenia jako nienormalne. Ile można siedzieć nieruchomo i tracić czas? Odwykliśmy od stanu bycia. Tak bardzo pędzimy, walczymy, uciekamy, doskonalimy kolejne strategie przetrwania, że bezruch nas wytrąca z równowagi zamiast w nią wtrącić. Cierpimy będąc. Cierpimy działając. Cierpienie jako stan najlepiej znamy. No to wokół niego tańczy umysł, by nas z niego wyrwać. A my zamiast patrzeć, wkręcamy się w ten dziki taniec. Jak zwykle. Kontrolę przejmuje umysł, a świadomość się poddaje. Show must go on!

Dążymy do szczęścia, uciekamy od cierpienia. Ludzki los. Odtwarzany w mikroskali na poduszce medytacyjnej. Siedząc tak – stajesz nagi/naga przed sobą. Tyle wglądów. Tyle pytań się pojawia… Nie uciekaj od nich, odpowiadaj, jeśli jesteś dla siebie ważna/ważny. To moment prawdy. Można płakać, można się śmiać. Wszystko możesz, nic nie musisz, pamiętasz? Ten kurs to czas prawdy o Tobie. Im bardziej potrzebowałeś/potrzebowałaś spotkania ze sobą, tym ono intensywniejsze. Przebudzenie z nieświadomości bywa okrutne dla wygodnego ego.

I wtedy jest czas na relaks. Świętuj odkrywanie siebie. Wciąż od początku na nowo.

Jesteś najbardziej pasjonującym obiektem do swojej obserwacji. Od teraz na zawsze. Jeśli chcesz.

 

*dziękuję mojej wspaniałej grupie MBSR za inspirację do napisania tego tekstu. Wiele się uczę dzięki Wam. Wątpcie, pytajcie. Jednocześnie podążajcie i ufajcie też. Na wspólnej ścieżce uważności idziemy samodzielnie, ale nie samotnie 🙂