Jadę samochodem do firmy, w której będę prowadzić coaching. Klient pisze sms: „Czy zna Pani dokładny adres?”. Odpowiadam, że tak. Klient odpisuje: „Zgadza się, w bramie.” Mój mózg robi z tego oczywisty skrót, że trzeba wjechać w bramę. I ok. Pojawia się brama więc wjeżdżam.
Wąsko. Jak diabli. Naprawdę, wyjątkowo wąsko i długo długo ciemno… i nadal wąsko. Przypływają myśli: „Hmmm, codziennie tędy wjeżdża kilkadziesiąt osób, pracownicy i pacjenci tej kliniki mają niezłą szkołę uważności. Pewnie dalej jest duży parking, żeby ich wszystkich wygodnie pomieścić.” Wykonuję spokojne mikromanewry kierownicą dostosowując się do okoliczności, gdy… przede mną pojawia się znak – ZAKAZ WJAZDU i ZAKAZ PARKOWANIA. Nie dotyczy karetki.
„No halo, o co chodzi???” Nie wiem więc pytam. Pani z recepcji odpowiada, że te same znaki są też przed bramą i że JAK JA TU W OGÓLE WJECHAŁAM???!!!
Wjechałam, to fakt, ale na pewno nie wyjadę. Na pewno nie sama. „Czy jest tu jakiś mężczyzna, który może mi pomóc?” W stresie umysł reaguje jednak stereotypowo. Znajduje się jeden zainteresowany sprawą lekarz, ale mówi, że nie ubezpieczał się od wyjeżdżania cudzym autem z miejsc niemożliwych do wyjechania (dla uwiarygodnienia demonstruje mi otarte, zrysowane na kilka centymetrów krawędzie ścian tunelu – ślady po nieudacznikach), ale że może mnie nawigować. Jechać mam tyłem, bo nie da się wykręcić na tym wewnętrznym mikrodziedzińcu.
„Ja, tędy, tyłem???!!!”
„Ale niech pani złoży lusterka! To pani wjechała tu z rozłożonymi lusterkami…?!?!”
„Tak… bo… myślałam, że wszyscy tak robią”. Wtedy zero wątpliwości, a teraz… „Tyłem nie ma mowy!” – za duża moja niepewność. Decydujemy, że zawrócę – centymetr po centymetrze, powolutku, próbuję usłyszeć głos lekarza-nawigatora spod jednostajnego dźwięku auta, które piszczy NO WAY, nie ma możliwości ruchu! Ale jakoś jest, gdy ktoś z zewnątrz podpowiada! Życzliwy człowiek to zawsze symbol nadziei. I już tylko prosty ciemny wąski tunel przede mną, jednak teraz nie ma myśli, że codziennie tędy gnają tłumy, tylko że tutaj nikt nigdy nie wjeżdża, a jeśli tak, to dlatego, że popełnił błąd i nie wychodzi z tego bez szwanku. Robi mi się gorąco, czuję przyśpieszony oddech, spocone ręce, ale mobilizuję się – JEST! WYJECHAŁAM!
Euforia! Jestem zwycięzcą!!! Ale jakim kosztem…
I ile obserwacji:
- brama do nieba, gdy myśli: „jadę na fajne spotkanie, wielu ludzi tędy jeździ, choć no nie powiem, dość to ryzykowne”. Podnosi się poziom odwagi, który wspiera umiejętności. Postrzeganie poszerzone.
- brama do piekła, gdy myśli: „co ja zrobiłam?! nikt nie jest tak głupi, żeby bezmyślnie tu wjechać, co oni sobie teraz o mnie myślą…” Podnosi się poziom wstydu, który ogranicza umiejętności. Postrzeganie zawężone.
Myśli – jak bardzo wpływają na emocje. Mogą być źródłem uskrzydlenia, wyluzowania, mogą być powodem udręki i wzrostu napięcia.
Ta sama brama – a inny stan mentalny kierowcy i… jak wiele to zmienia.
- Przepływ lub zator działania.
- Chęć lub przymus.
- Wyzwanie lub problem.
- Ja i inni wspólnie w doświadczeniu – ja sama.
- Ciekawość – rezygnacja.
„Umysł jest niezależną przestrzenią i sam może sprawić, że niebo stanie się piekłem, a piekło niebem.”
Jakkolwiek, mimo niewątpliwego zwycięstwa (lub szczęścia) – obiecuję sobie solennie by, prowadząc auto, czytać znaki drogowe, a nie smsy.