Trzy scenki z trzech dni.
Mam wdzięczność za taką relację, za lekkość bycia razem i miłość.
- Jedziemy pociągiem kolejną godzinę z kilku, bo syn miał marzenie odwiedzić kuzynkę mieszkającą kilkaset kilometrów od nas, a ja to marzenie zdecydowałam się spełnić. Karol mówi: „Pomasuję ci plecy.” Robi to naprawdę profesjonalnie. W każdy ruch wkłada swój wysiłek, precyzję i czułość. Stara się mi ulżyć w niewygodzie podróży. Pytam: „Jak ci się mogę odwdzięczyć?” Odpowiada: „Już się odwdzięczyłaś. Tym, że tu jesteś dla mnie”.
- Po niedokończeniu obiadu, moim krzyku, że nie miejsca na normalne jedzenie, bo zaśmieca sobie żołądek chipsami, pączkami i energetykami, syn odpowiada: „Można powiedzieć, że ty się zdrowo zrejdżowałaś, że jem śmieciowe jedzenie”. Na to ja: „Tak, bo po tym co było do południa, zamiast warzyw na obiad chciałeś żelki”. Na to on: „Ja tylko aktorzyłem. Serio, to wolę obiad. Ale chciałem być tak uparty jak ty. I zobaczyć co z tego wyniknie.” Dopytuję: „I co?”. Odpowiada: „Przecież jestem twoim synem. Remis. Zrób hummus i popiję monsterkiem.”
- Przed snem syn przerywa mi czytanie książki i mówi z prośbą w głosie: „Przytulajmy się. Już niedługo będę nastolatkiem i to się skończy. Potem będę mieć żonę – chyba. I też nie będzie kiedy. Przytulanie jest fajne. I wtedy, gdy ja przychodzę po przytulasa i kiedy wy z tatą sami dajecie. Ale czasem myślę, że wy już nie potrzebujecie tulenia ze mną, że jestem dla was za duży, by się położyć na kolankach do głaskania.” Odkładam książkę: „No to chodź teraz”. Karol uśmiecha się: „Ale to ja powiem stop, a nie ty sama skończysz, ok?”. „Ok… 😊”