Uczę się uważności. I czasem zauważam rezultaty tej nauki. Tak jak ostatnio…
Wieczorem zaczął padać śnieg. W krótkim czasie okryła nas gęsta pierzyna śnieżnego puchu. Wyszedłem przed dom, by wyrzucić śmieci i wtedy zatrzymał mnie ten widok. Uważnie zacząłem obserwować spadające z góry płatki. W świetle latarni zobaczyłem ich tysiące. Były grube i ciężkie. Gdy śnieg pada tak intensywnie, można zobaczyć bardzo wyraźnie trójwymiarowość naszej rzeczywistości. Nasyciłem się tym widokiem i już chciałem wrócić do czytanej wcześniej gazety. Pomyślałem jednak, że zawołam syna, by choć chwilę nacieszył się tą zimą wraz ze mną.
Przyszedł niespiesznie i bez przekonania, że warto wychodzić do śnieżnego ogrodu. Kiedy jednak zobaczył jaką nam niespodziankę natura sprawiła, zaczął cieszyć się tak, jak tylko dzieci potrafią. Ślizgał się po dywanie ze śniegu, rzucał we mnie kulkami i gryzł z uciechą świeżutki i bialutki puch. Był w tym spontaniczny i radosny. Śmiał się i wciągał mnie w tę zabawę. I WTEDY ZATRZYMAŁEM SIĘ PO RAZ PIERWSZY, BY COŚ ZAUWAŻYĆ… OTO ZWYKŁA DOMOWA CZYNNOŚĆ PRZYPADKOWO STAŁA SIĘ POCZĄTKIEM NASZEGO BLISKIEGO BYCIA ZE SOBĄ, ŻARTÓW, ŚMIECHU I CZUŁOŚCI.
JAK NIEWIELE TRZEBA, ABY TEGO DOŚWIADCZYĆ. WYSTARCZY BYĆ I CHCIEĆ.
Widok syna w kurtce należącej do mamy i niezasznurowanych butach, bo przecież tylko na chwilę miał wychylić nos za drzwi domu, zatrzymał mnie i zobaczyłem to wszystko jak na zwolnionym filmie. Jego uśmiech i śmiech, płatki śniegu na włosach, które błyszczały w świetle lampy. Pogróżki, że zaraz we mnie rzuci, ostrzeżenia („Uważaj tato!”) i realizacja tych gróźb okraszona okrzykami triumfu i niczym niezmąconego fanu bycia z rodzicem, który to wszystko akceptuje i podsyca jeszcze, bo przecież wie, że w życiu najpiękniejsze są tylko chwile. A za rok, może dwa, te nasze światy już takie wspólne nie będą.
Zabawa nie trwała długo. Może 20 minut. Ale to wystarczyło, by syn nakręcony radością wrócił do ciepłego domu i sam też swoim ciepłem obdarował i mnie i żonę. Zrobiło się jednak późno i w końcu stało się to, czego dzieci tak nie lubią, gdy jest fajnie. Trzeba było położyć się spać. Ja natomiast zszedłem na dół i wróciłem do lektury. W pewnej chwili syn już ze swojego pokoju, już spod kołdry zawołał „Kocham cię, tato!”
STOP.
CZĘSTO SŁYSZĘ TE SŁOWA Z JEGO UST, ALE ZA KAŻDYM RAZEM MOMENTALNIE SIĘ ZATRZYMUJĘ I PRZYJMUJĘ I TRZYMAM. NIGDY SIĘ NIE PRZYZWYCZAJAM I ZAWSZE TĘSKNIĘ ZA KOLEJNYM „KOCHAM”. A GDY TYLKO MOGĘ, TO GO PRZYTULAM.
Teraz też wbiegłem do jego pokoju, aby nacieszyć się tą miłością. I gdy tak się po ojcowsku-synowsku mizialiśmy, spojrzałem za szybę i znowu zobaczyłem piękną zimową scenerię. Podszedłem do okna. Z piętra domu wyglądało to jeszcze bardziej bajkowo. Śnieg w światłach latarni, śnieg na tujach, śnieg, który już zdążył utworzyć czapy na klombach. Ech, dlaczego ta zima nie przyszło do nas na Święta?! Gdy tak stałem przy oknie, wgapiony w ten cud natury, syn zapytał czy zostanę u niego w pokoju i poczekam aż zaśnie. No nie… Stać przy oknie minutę lub dwie to OK, ale czekać aż młody pogrąży się we śnie??? A jak długo to potrwa? A przecież zacznie mi się nudzić! A na dole czeka niedokończony artykuł w gazecie. A jeszcze na maile MUSZĘ odpisać.
I WTEDY ZATRZYMAŁEM SIĘ PONOWNIE… SKĄD W OGÓLE TO MYŚLENIE? DLACZEGO ODBIERAĆ SYNOWI TĘ POTRZEBĘ BLISKOŚCI I BEZPIECZEŃSTWA. SKUPIONEJ UWAGI RODZICA NA DZIECKU I BYCIA W PRAWDZIWYM, NIESPIESZNYM KONTAKCIE.
Stałem więc przy tym oknie, myśląc już nie tylko o zimie, ale też o czasie i miłości. I przestałem odczuwać zniecierpliwienie, a zacząłem odczuwać wdzięczność. Dla syna i jego wzruszającej mnie za każdym razem czułości, ale też dla siebie. Za to, że umiałem się zatrzymać i zauważyć to, co naprawdę ważne. I tak stałem urzeczony tym doznaniem, gdy synek już szeptem, bo na granicy jawy i snu, powiedział: „Możesz już iść tato…” Jakby semafor uniósł się w górę i pozwolił mi jechać dalej po swoim torze. A mały zawiadowca, który mnie wcześniej zatrzymał, odwdzięczył się oddaniem reszty tego wieczornego czasu. Poczuł bowiem, że TATA JEST TYLKO DLA NIEGO.
doświadczył i zapisał: Cezary Wojtczak
6 komentarzy do “Zima i zawiadowca, czyli na blogu gościnnie”
Jurek
Głęboki , pełen miłości tekst. Bardzo mnie poruszył i umocnił w przekonaniu,że dobrze wychowuję mojego syna. Dziękuję
Renia Majewska
Przepiękny tekst, przepiękny przekaz.
Warto zbierać takie teksty i je opublikować w zbiorku opowiadań.
Dla innych rodziców.
I ich dzieci.
I dzieci ich dzieci.
Dorota Wojtczak
Ciekawa sugestia. I może może … Dziękuję za sugestię 🙂
Cezary Wojtczak
Bardzo Pani dziękuję za te słowa. Utwierdzają mnie w przekonaniu, że jeśli coś dobrego mocno odczuwamy, to warto się tym dzielić 🙂
Dorota
Taka magia na zawsze 🙂
Krystyna
Miłość rodzicielska jest wielka. Dziecka do rodzica to morze miłości. Działa to w każdym wieku i dotyczy dorosłych dzieci i starych rodziców.