– Mamo, ty jesteś typem mamy, która się nie przejmuje – usłyszała mama i uśmiechnęła się, bo tak: nie przejmuje się zanadto szkołą, ocenami, godzinami chodzenia spać, porządkami w jego pokoju, zjedzeniem wszystkiego z talerza, doborem stroju do okoliczności, itd… Jest mamą, która daje przestrzeń i swobodę. Ale… zobaczyła, że on nie odwzajemnia tego uśmiechu więc dopytała:
– A co masz na myśli mówiąc, że się nie przejmuję?
– Gdy się zrobi siniak albo noga mnie boli po treningu… Właśnie teraz kot mnie udrapnął, a ty tego nie widzisz, bo się mną w ogóle nie przejmujesz…
A! I tu pies czy kot pogrzebany. Nie przejmować się tym, co dookoła jest ok, ale nie przejmować się samym dzieckiem jest nie ok. Wtedy pojawia się psychiczne cierpienie:
- Czy ja znaczę dla ciebie mamo tyle, ile potrzebuję znaczyć, by czuć się ważny?
- Czy mnie słyszysz, widzisz wyraźnie?
- Czy na pewno wyraźniej niż tę przestrzeń wolności, którą mi tworzysz?
- Czy jesteśmy wystarczająco blisko, bym się rwał i korzystał z tej autonomii?
- Czy oprócz mojego niezależnego ja, budujesz nasze bezpieczne współzależne my?
Przypomnienie, że autonomia i bezpieczeństwo jednocześnie lub równie często – jakże są ważne dla rozwoju zdrowego poczucia własnej wartości dziecka.
Wrócił zasłyszany dawno temu dialog: „Ty mnie mamo już nie kochasz”, „Ależ kocham cię najbardziej na świecie!”, „Nie, nie kochasz…” „Oczywiście że tak! Bawimy się razem, czytamy, spacerujemy…” i taka przeplatanka bolesnych opinii i gorliwych zapewnień trwała jeszcze kilka minut, gdy nagle olśnienie mamy:
- „A po czym poznałbyś, że cię kocham? Jak mam ci to okazać, byś nie wątpił?”
i pełna ulgi i oczekiwania odpowiedź: „To pocałuj mnie w paluszki stóp, tak jak kiedyś.”
I tylko tyle. Aż tyle. Symboliczne, prawda?
Uważność na słowa, kontekst, moment.