– On się do niczego nie nadaje. Nic mu nie wychodzi. W ogóle na niego nie mogę liczyć. Same kłopoty przez niego. Jego siostra umie się zachować, a on?… Co z niego wyrośnie? Nic mu się nie chce. Ciągle mu mówię, żeby się w końcu wziął za siebie. A on mi na złość chyba robi, że jest taki uparty. Wszystko po swojemu. Ech… strzępię język tylko. Nieodpowiedzialny taki. Kar mi już brakuje dla niego.
– A co miałby syn robić, żeby mogła go nazwać go Pani odpowiedzialnym?
– No wszystko inaczej!
– A co konkretnie?
– Wszystko. Przecież mówię.
– A jedna rzecz, od której mógłby zacząć?
– Tak to się nie da powiedzieć. Zacząć to on powinien był dawno temu.
– A rozmawiacie o tym, zachęca go Pani, podaje przykłady?
– Tak jak do Pani do niego mówię i on nic nie rozumie. Chyba jaśniej nie można, co?
To dialog ze spotkania z rodzicami, które prowadziłam. Wyszłam z niego bezsilna i przytłoczona. Porażona tym, co może uczynić brak jasności, życzliwości i zrozumienia w komunikacji. Co czyni obwinianie, umniejszanie, porównywanie, ocenianie, etykietowanie, generalizowanie, negowanie z założenia. Chaos i ból czyni. Zabiera nadzieję i zaufanie, przykleja łatkę, która będzie usprawiedliwieniem na całe życie, bo „już matka mi mówiła, że się do niczego nie nadaję”… Odziera dziecko z poczucia własnej wartości, osłabia wiarę w siebie, prowokuje do obrony lub zaczepki. Zabiera siłę sprawczą silnemu zdrowemu nastolatkowi.
Tego samego dnia rano byłam w poradni rehabilitacyjnej. Nastoletnia dziewczynka na wózku inwalidzkim drżąc z przejęcia mówiła do taty: „Tata, ja już wiem, że ja się nie nadaję na studia. Tata, a do czego ja się nadaję, no powiedz!” A tata spojrzał ciepło, spokojnie i odpowiedział: „Jeszcze zobaczymy. Jeszcze się rozwijasz. Jeszcze rośnie Twoja mądrość i gotowość do nowych rzeczy. Zobaczymy kim zechcesz być w przyszłości, a ja zrobię wszystko, by ci w tym pomóc.” Tata odpowiadał jednocześnie zakładając jej rajstopy pod spodnie i buty na nogi – współpracując sprawnie z jej wiotkim ciałem.
Łzy wzruszenia w tym momencie – łzy współczucia wcześniej. I myśl, że Miłość to otwieranie przestrzeni, a nie wrzucanie do lochów potępienia. Miłość to zaproszenie do wolności, a nie rygoru posłusznego wykonywania poleceń.
Miłość to skrzydła i korzenie razem.
I taki magiczny wiersz poniżej – nie znam autora, ale jego przesłanie przeszywa na wskroś.
Będę…
Powiedziałem im,
że kiedy dorosnę
nie zamierzam być naukowcem
albo kimś, kto czyta wiadomości w telewizji.
Nie, milion ptaków będzie latać przeze mnie,
będę drzewem.
Powiedzieli
nie możesz tym być, to niemożliwe.
Powiedziałem im,
kiedy dorosnę
nie chcę być pilotem samolotu,
tancerzem, prawnikiem ani …
nie, wielkie wieloryby będą we mnie pływać
będę oceanem.
Odpowiedzieli
to niemożliwe, nie możesz tym być.
Powiedziałem,
że nie zamierzam być DJ-em,
programistą, muzykiem ani specjalistą od urody.
Nie, strumienie będą płynąć przeze mnie, orły będą we mnie mieszkać,
będę pełen szczytów, skał, dolin i wodospadów
będę górskim łańcuchem.
Powiedzieli
nie możesz tym być, nie da się tym być.
Spytałem ich:
czym według was jestem?
Powiedzieli: tylko dzieckiem,
a dzieci zawsze zostają
tymi, kim chcemy, żeby zostały.
Nie zrozumieli mnie.
Będę stajnią, jeśli zechcę, pachnącą świeżym sianem,
będę zapomnianą doliną, w której hasają jednorożce.
Nie wiedzą, że mogę spełnić każde pragnienie,
nie zauważyli, że koło siebie
mają czarodzieja.
1 komentarz “Kto się nadaje?”
A
Jak zwykle „w punkt”… niech będą kim zechcą