Weszli do przedziału barwni tacy. Ona w mini i cieniutkich czarnych rajstopach w róże, z tyłu wyglądała na jego szczupłą córkę, z przodu zobaczyłam zadbaną kobietę po 60-tce. On w pomarańczowej koszuli z czarną kamizelką. Oboje w złotych dodatkach: jej cygańskie kolczyki, bransolety i pierścienie, jego łańcuch i sygnet.
Od razu zaczął mościć dla niej miejsce. Wagon był 1 klasy więc mógł wyciągnąć fotele do wygodniejszego półleżenia. I ona się ułożyła. Zdjęła buty, poprawiła włosy, spodniczkę, wyeksponowała długie nogi, założyła słuchawki i oddała się słuchaniu Modern Talking – Cheri, Cheri Lady… On w tym czasie rozłożył na półkach ich bagaż i usiadł naprzeciwko oddając się masowaniu jej stóp. Nie reagowała, przyjmowała ten czuły gest bardzo naturalnie.
Za jakiś czas otworzyła oczy i wskazując na jedną z toreb, nie wyjmując słuchawki z ucha (w tle coś Limahla), zapytała z ciekawością: „A co Ty tam dla mnie przygotowałeś Tadziulku?” Tadziulek wziął torbę na kolana, wyciągnął z niej osobno zawinięte, drobno pokrojone kabanoski, kostki sera, pomidorki koktajlowe i ciemny chleb. Przyjrzała się uważnie: „Czy to na pewno jest mój kawałek?” – zwątpiła. Tadziulek sprawdził – to nie był chleb dla księżniczki. Został wiec wymieniony na taki bez skórek i z mniejszą ilością masła. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, że to, co jest, jest tym, co ma być. Jadła z widoczną przyjemnością, powoli. On dolewał jej herbatę z termosu dopytując, czy temperatura jest odpowiednia. Była odpowiednia.
On dołączył do popijania herbaty. Trochę patrzyli przez okno na umykający krajobraz, trochę komentowali temat kolegi, który o czymś zapomniał, trochę szeptali z półuśmiechem. Bliscy sobie. Nie naprzykrzający się innym. Cisi i w jakiejś aurze wzajemnej intensywnej obecności.
Po kilku chwilach Tadziulek zapytał: „Czy to dobry moment, by podać owoce?” W jej odpowiedzi było błogie przyzwolenie. Cząstki pomarańczy, bananów, kiwi… tropikalnie się zrobiło między nimi. Po tym deserze ona przysnęła. On sprzątnął serwetki, papierki i pudełeczka i wyciągnął tablet. Ustawiał pasjansa, grał w ping-ponga, rozwiązywał jakieś matematyczne łamigłówki. Co jakiś czas rzucał spojrzenie na jej śpiącą postać i głaskał różę na jej łydkach. Nie mechanicznie, jestem przekonana, że czuł temperaturę jej ciała i gładkość skóry. Może nawet zapach balsamu, którego użyła po kąpieli…
Jej uważność. Jego empatia. A może wymiennie. Ich pełna miłości obecność. Bez zerkania na kogokolwiek, skupiona wyłącznie na sobie, widać, że zwyczajna i codzienna. Rozczuliły mnie.
Nic o nich nie wiem. Gdy wysiadałam z pociągu, spali i jechali dalej. Tadziulek chrapał niemiłosiernie, bezimiennej księżniczce nie przeszkadzało to smacznie i zdrowo drzemać w rytm Kajagoogoo.
Taki obrazek. Takie ładne życie.