„Teraz jestem głuchy. Poczekaj aż zacznę słyszeć. Najlepiej przytul.”
Tak wprost mówił mój syn, gdy miał kilka lat i czuł się zraniony, rozzłoszczony, przestraszony, a ja koniecznie chciałam coś mu wyjaśnić czy do czegoś namówić … Był w tym szczery. Wiedział, że w emocjach nie usłyszy najmądrzejszej nawet rady, bo słyszy tylko swój ból. A póki on trwa, nic się przez niego nie przebije.
Mały człowiek całym sobą manifestował wtedy swoje nieszczęśliwe położenie.
A jak w takich sytuacjach zachowują się dorośli ludzie?
Mechanizmy obronne, które wypracowują na wypadek takiej chwili często przybierają formę potyczki słownej. Kto komu bardziej przyłoży: groźbą, krytyczną oceną czy obwiniającym osądem. Nieważne, że walkę toczą ze sobą dwa nadęte monologi, że odbiór znikomy… Lawina słów, wypluwany kamień po kamieniu, cierpienie narasta, cień szansy na kontakt się oddala, ale my uparcie trwamy w tym, bo kto pierwszy przestanie, ten słaby i przegrał.
„Teraz jestem głuchy. Poczekaj aż zacznę słyszeć. Najlepiej przytul.”
Prośba o empatię. O zrozumienie, o czas, o przestrzeń. O szczyptę współczującej uwagi. By kolce się powolutku ułożyły, a z oczu zeszła mgła złości. By lawina przestała dudnić i usłyszeć można było pod nią raczej cichy wewnętrzny głos: „Jestem tu. Zobacz mnie. Trudno mi. Poczekaj aż wrócę do równowagi. Wrócę szybciej, gdy pomożesz. Pomożesz?”
Słowa mogą ranić albo leczyć. Słowa mają znaczenie. Zatrzymaj się nad kolejnym słowem. Może ten, do kogo mówisz jest przez chwilę głuchy, ale nie umie się do tego przyznać wprost jak kilkulatek. Ta chwila może minąć szybciej niż myślisz. Jeśli uważnie i empatycznie będziesz obok. Uważność i empatia służą życiu i ożywieniu relacji.