Agresja jest atrakcyjna bo jest silna.
Miłość jest miękka i… słaba?…
No tak. Tak może myśleć młodzież poddająca się presji budowania swojego wizerunku w oparciu o przekaz medialny i popularne gry pełne przemocy.
Tak naprawdę człowiek jest wrażliwy i kruchy, choć nakłada zbroję i udaje niezniszczalnego. Nie słyszałam, by w szkole uczono uwarunkowań psychiki ludzkiej. By wychodzono z mitu, że co nas nie zabije to nas wzmocni, a wchodzono w przekonanie korzystające z badań neuropsychologii, że jest wręcz przeciwnie – wzmacnia nas życzliwość, tolerancja i współodpowiedzialność.
Dlaczego? W takim sprzyjającym otoczeniu, pojawia się inna biochemia mózgu. Służąca życiu. Jednak nie tylko bazowo przetrwaniu tego życia, lecz jego lepszej jakości i jego rozwojowi. Aktywowane są inne obszary mózgu. A miejsce zbyt długo utrzymującego się wysokiego poziomu kortyzolu, zajmuje oksytocyna. Hormon więzi, bezpieczeństwa i ukojenia. W takim stanie mózg jest kreatywny, elastyczny i otwarty na szukanie nowych rozwiązań.
Agresja to stres. Dla ofiary – poczucie krzywdy. Dla chwilowego kata – jeśli to nie psychopata – poczucie winy.
Miłość, lub choćby jej siostra życzliwość, to spokój. Wolność od udowadniania, przekonywania, dostosowywania się.
Nie najsilniejszy przetrwa, ale najżyczliwsi przetrwają. Nie jeden, a wielu. Nie samotny i smutny, a szczęśliwi i razem mają więcej szans. Mówił już o tym Karol Darwin, choć jego słowa o życzliwości myli się z przesłaniem o sile Herberta Spencera.
Moim marzeniem jest, by szkoła uczyła tych neurologicznych podstaw dobrego życia zamiast przymuszania do zapamiętywania mniej istotnych danych. Czekam na lekcje wspólnego życia bez ocen i uwag. Jednak z naciskiem – póki co – na regularne powtórki. By nastąpiła zmiana paradygmatu.
Agresja powoduje izolację i osłabia
Miłość prowadzi do wspólnoty i zwiększa moc.