Wolność od działania – czyż nie brzmi jak lenistwo?
Wielu z nas ma olbrzymią trudność w odpuszczaniu każdej kolejnej natrętnej okazji do zrobienia czegoś. Prawie z przymusu, niemal z kompulsji, jakby z rozkazu – coś nam każe WYKONAĆ zadanie po zadaniu bez chwili przerwy!
Gdy robię to i robię tamto, to stale robię jeszcze więcej. Na robieniu kolejnych rzeczy buduję swoją satysfakcję, wartość i… nieustanne zmęczenie.
Tak, jestem zmęczony, mam dość, ale kolejne pomysły przychodzą więc… działam dalej. Cała głowa pełna pomysłów!!! Miała być chwila przerwy, ale pojawiła się kolejna iluminacja, rozwiązanie, idea. Jakże mam to zostawić, gdy wiem, umiem, coś mnie pcha, by więcej, lepiej, szybciej, mocniej działać, wykonywać, pracować?
Czym są pomysły? Czy mam energię na ich nieustanną realizację?
…A czym jest równowaga w byciu i działaniu?
Presja umysłu każe bezrefleksyjnie iść za impulsem z głowy już i zaraz. Sprzątać, pisać, jechać, jeść, naprawiać, wymyślać, zmieniać, przygotowywać, udoskonalać… teraz, od razu. Po co czekać?
Podczas medytacji pozwalamy wszelkim myślom, opiniom, obrazom, komentarzom, by jak chmury na niebie lekko i swobodnie przypływały i odpływały.
Czym różni się więc pomysł – chmura od zmartwienia – chmury?
Ambitny plan – chmura od bolesnego wspomnienia – chmury?
Marzenie – chmura od problemu – chmury?
Pragnienie – chmura od krytyki – chmury?
Skoro to tylko myśli, to dlaczego pomysły, plany, idee obdarzam przywilejem, rozkładam przed nimi czerwony dywan, pozwalam drapieżnie i dumnie paradować, porywać moją uwagę, a innych myśli nie zatrzymuję? A nawet je odpycham? Dlaczego do wszelakich pomysłów lgnę, a od trudnych emocji uciekam? Dlaczego myśli o działaniu oceniam jako lepsze i wybieram je, traktuję tak śmiertelnie poważnie. Co to o mnie mówi? Czym chcę zasłużyć na pochwałę, uznanie czy… może miłość? Tak bardzo się staram zrobić wszystko najlepiej i niezwłocznie. Osiągać, zdobywać, tworzyć. Jeszcze, jeszcze! Jeszcze!!!! Kto i kiedy mi powie, że wystarczy, jeśli nie ja sam?…
Co jeszcze chcę udowodnić i komu? Rodzicom, którzy pytali „i co z ciebie wyrośnie”? Koleżance, która wybrała innego chłopaka zamiast mnie w liceum? Koledze, z którym rywalizowałem o oceny? Sobie samemu, bo non stop obwiniam siebie za to i tamto, a nie umiem sobie współczuć taplając się w okrucieństwie życia pod presją bezustannego osiągania więcej i więcej?
Ile mam sił na ciągłe udowadnianie? Jak długo jeszcze muszę tak bardzo się starać, że aż… głowa boli? Aż… strach się bać chwili medytacji czy odpoczynku, bo wtedy pomysły lgną się jakby ktoś je naganiał, tak się panoszą i tak ich wiele. Pączkują, wciąż nowe, i fajne i… tak intensywne, że… tęsknię za ciszą. Umiejąc jednak puścić tę tęsknotę, nie umiem puścić pomysłu. Zabieram się znowu do roboty. To o moim sztywnym schemacie – jestem, bo odważnie „robię”. Tak, mimochodem robię sobie przecież pod górkę…
A czyż odwagą nie jest być, po prostu być? Puścić kolejną genialną myśl, kolejny super projekt zrodzony w moim umyśle? Zauważyć, że nieustanny rozwój może być wyczerpujący, a nadmierna eksploatacja jest wyniszczająca. Czy na pewno jestem w urodzaju czy już w nadmiarze? Czy to, co robię jeszcze mnie cieszy? Czy mam frajdę z tego działania, czy raczej poczucie przytłoczenia? Czy skrzydła u ramion czy kulę u nogi, gdy udręczony presją umysłu zabieram się za kolejny temat?
Pogoń za pogonią, bieg bez wytchnienia. Nie ma czasu oddychać, nie można przecież tracić drogocennych chwil na głupi oddech, gdy wzywa ponaglający głos działania. Głos nawołujący do zapieprzania w imię „trzeba, należy, moim obowiązkiem jest”. Zaprogramowany jestem, by robić i zbyt uzależniony tym robieniem w kółko, by być.
Jestem zmęczony. Tak, ale nie spocznę. Co wtedy z tym tysiącem nowych pomysłów? Przecież znikną w czeluściach umysłu?! Stracę je. A czy czasem bezustannie nie tracę siebie?
Wolność to odwaga wyboru. Co wybieram?
Poddanie się presji umysłu czy raczej przyglądanie się jak to, co stworzył, spokojnie odpływa. I jeśli ten kolejny pomysł jest wartościowy naprawdę – wróci. Wyzwolony umysł będzie coraz częściej czysty i jasny, nie tylko podczas medytacji, więc to, co istotne, wróci w spokoju i godności. A nie w nacisku, ucisku, presji, depresji. Naprawdę mając dość, potrzebuję odwagi, by przestać działać z przymusu natrętnych myśli. I być wolnym. Uwolnionym ze schematu działania bez końca.
Życie płynie też poza tym schematem. Wystarczy tam skierować uważnie wzrok, by zobaczyć, że można bez wysiłku być, kochać, oddychać. Można nie musieć wciąż udowadniać, że się jest najbardziej kreatywnym i najlepszym graczem na tej planecie.
I nareszcie poczuć ulgę.