– Mamo, czy ty wiesz jak ja nie cierpię szkoły?!
– Nie wiem. Jak?
– Tak jak ty nie cierpisz mięsa!
– O, to bardzo.
– Bardziej, jak starego mięsa!!!
– Czyli, że szkoła ci śmierdzi?
– Tak, bo nic nie możesz, wszystko ci każą i musisz robić to, czego nie lubisz. Szkołę na pewno wymyślił ktoś, kto bardzo nie lubił dzieci…
– Hmmm… (tu następuje przytulenie frustracji i z westchnieniem powrót do odrabiania zadania domowego)
Jak mi się marzy inna niż taka mięsna szkoła. Uważność i empatia na co dzień. Uśmiechnięty, ciekawy ucznia nauczyciel. Przestrzeń do wspólnych odkryć, towarzyszenie w rozwoju. Rozbudzanie pasji. Nauka relacji. Mądrość serca. Duchowość nawet. Cisza namysłu, ekspresja działania. Zaufanie do wartości, słuchanie potrzeb, spotkania z emocjami. Pytanie dla wspólnego szukania odpowiedzi, a nie przyłapywania na niewiedzy. Czas, cierpliwość, spokój, wybór. Moc edukacji, czyli sięgania do wnętrza po to, co w każdym najcenniejsze.
Najwyższym poziomem rozwoju nie jest perfekcja, a miłość. Tak. I lubienie dzieci – next generation. Oby ludzkość przetrwała w takiej kondycji psychofizycznej, której i sobie życzymy. Bo mam wrażenie, że wciąż budujemy tylko odporność wobec tego, co irytuje i złości. Odporność jako antidotum na bezradność wobec przestarzałego systemu. To mało.
2 komentarzy do “Next generation”
Emilia Kędziorek
To smutne i przerażające, co piszesz. Większość nauczycieli wybrała ten zawód, bo lubi dzieci/młodzież. Więc co się z nami stało? Jasne, w dużej mierze wiem: brak wsparcia, nakazy, ciągłe zmiany w programach i w zakresie obowiązków, niewielkie za to zmiany w zarobkach. I tak poczucie misji wypala się w ogniu frustracji.
Dorota Wojtczak
Brak przewidywalności i bezpieczeństwa to brak zadowolenia. I jest się wtedy bardziej przy sobie niż przy innych. Trudno troszczyć się o dzieci, gdy samemu nie ma się zaspokojonej tej potrzeby. Jak mam pusto i zimno w kubeczku satysfakcji, to czym się podzielę? Ideą?… na jak długo starczy? To zwykłe ludzka reakcja – wkurzenie bądź rezygnacja. Nauczyciele szli do ludzkiego pomocowego zawodu, nie pisali się na role bohaterów naszych czasów, skrupulatnych urzędników, zmachanych korpotrybików, terapeutów uzależnień czy mediatorów skłóconych stron… Chcieli uczyć, bawić, a nawet wspólnie z dziećmi odpoczywać. Się dzieje inaczej. Wymaga się od nich więcej. I pogubiliśmy się w tym wszyscy.