Moje dzieci to więcej niż moje i niż dzieci. Nie są moje, bo są krok dalej w ekspansji życia i do niego przynależą bardziej niż do mnie. Nie są dziećmi, bo bycie dzieckiem (definicja: mały człowiek o dużych oczach, który potrzebuje troski i opieki) to jedynie część ich umiejętności.
- Mogą być architektami nastroju (+/-)
- Mogą być testerami mojego układu nerwowego
- Mogą być sprzedawcami marzeń
- Mogą być planistami i kontrolerami wydatków
- Mogą być reżyserami komedii i horrorów
- Mogą być naukowcami w kuchni i łazience
- Mogą być ekspertami w intrygującym temacie nudy
- Mogą być, kim chcą, a nie kim ktoś oczekuje, że będą…
- Wiem też, że zostali wysłani z daleka, by być moimi Mistrzami z bliska.
Córka – mistrzyni wolności i lekkości, że „jakoś to zawsze będzie”. I jest 🙂
Syn – mistrz niezależności i szczerości, że „skoro tego nie lubię, to mnie nie zmuszaj”. I ma rację 🙂
Ich autentyczne reakcje zatrzymują i uczą. Przypominają mi o zapomnianym prawdziwym kontakcie ze sobą. Pokazują, gdzie się dostosowałam, poddałam, sprzedałam… Skłaniają do refleksji, co to znaczy żyć w zgodzie ze sobą. A każda refleksja to świadoma chwila wglądu. A każdy wgląd to nowy początek. I ja też mogę wybrać inaczej następnym razem. Aha! Wow! Więc?…
Dziękuję moim Mistrzom za przywracanie ustawień umysłu początkującego. Mozolnie przychodzi mi nauka powrotu do źródła. Więc bądźcie wyrozumiali i nie panoszcie się zanadto w międzyczasie mojej przestrzeni wolności, lekkości i niezależnej rzeczywistości, których uczycie 😉 Potrzebuję warunków do nauki 🙂
Mama