Walentynki nie kojarzą mi się z miłością, a z zakochaniem. Nie z tym, co z głębi, a tym, co po wierzchu. Nie z tym, co zawsze, a z tym, co na chwilę. Nie z bezpieczeństwem, a z przygodą. Walentynki amorków i serduszek pełne. Czemu nie? Na wszystko jest dobry czas.
Nie zabieram wagi temu co lekkie, bo jakąś początkową siłę ciążenia ma. Nie umniejszam tego, co mega karminowe i pluszowe, bo czerwień jest sprężysta, podrywa i porywa. Nie wytrącam z radości piosenkowo-wierszykowej, bo „lovciam” rozświetla oczy i hojnie obdarza gorącymi przytulasami. To ważne bardzo – przynależeć do grona zakochanych szczęściarzy – ktoś dla mnie, ja dla kogoś – wow! Love is in the air.
A jednak to przed miłością klękam i pokornieję… Jej energia nie rozpala choć promieniuje. Daje siłę i spokój spoza tego świata. Daje zgodę na życie w każdej jego odsłonie. Pozwala przyjąć z zaufaniem to, co jest – bez pozowania i retuszu. Bez makijażu i nowych ciuchów. Z wiarą i nadzieją na więcej. Więcej współbycia i współodczuwania z innymi, stapiania się w jedno z bliskimi. W miłości nie ma granic, są więzi. Subtelna sieć połączeń między mną a wszechświatem. Każde połączenie tak ważne i czułe:
- Mąż – odkryta prawda trudu i cudu razem.
- Dzieci – iskry, które świecić będą, gdy ja zasnę i zgasnę.
- Rodzice – korzenie czasem poplątane a tak mocne i pomocne.
- Przyjaciele – lustra oporu bądź zabawy, gdy jest sprawa i gdy nie ma sprawy.
- Inni, kolejni ludzie raz spotkani czy zupełnie nieznani.
Podpięci kosmicznym przyciąganiem miłości pod mój ziemski los, postawieni na moich skomplikowanych skrzyżowaniach wyboru czy biegający po szerokich autostradach ku wolności. Obecni, ale czy zawsze przeze mnie zauważeni, w pełni przyjęci i ugoszczeni?
Gdy wdycham miłość z wszechświata, rosnę w siłę. Gdy wydycham intencję miłości dla świata, czuję ukojenie. Wymiana dobra od wdechu do wydechu. Raz za razem. Jestem wtedy zasilonym przez kosmos okruchem miłości, maleńką komórką tkanki nieskończonego serca. Współtworzę to, co najpiękniejsze:
- dbam o relacje
- posyłam uśmiech
- życzę innym szczęścia
- słucham cierpliwie, okrywam troskliwie
- podnoszę, gdy trzeba, nie zazdroszczę sąsiadowi nieba…
Bo miłość to świadomość celu istnienia więc znaczy więcej niż egoprzyjemność w parach. Bo miłość to odpowiedzialność za kontynuację procesu życia więc to nie tylko taniec, wino i śpiew.
Bo miłość to być albo nie być mój drogi na tej drodze nie usłanej zazwyczaj różami… choć z okazji Walentynek całe ich bukiety fruwają z rąk do rąk przecież. I oby kochać i być kochanym w przestrzeni, która cała jest miłością.
All we need is LOVE 🙂