Akceptacja? Jak to ?!

Akceptować zranienie, ból, cierpienie, które odczuwam? Akceptować trudne i nieprzyjemne emocje? Przecież wszystko, czego pragnę, to aby w końcu zniknęły, opuściły mnie, poszły precz! Mam dość, nie lubię tego, męczę się. Grzęznę w tym bagnie więc niech już życie mi tego syfu oszczędzi. Złość, smutek, lęk, samotność, wstyd… Mam TO zaakceptować?

Tak. Bo akceptacja to nie uległa bierność, spuszczenie głowy i pokorne dźwiganie ciężaru. Akceptacja nie oznacza też wiekuistej zgody na to, co mnie dręczy. Akceptacja to nie naiwność i miła aprobata dla świętego spokoju.

Akceptacja to przyjęcie tego, co i tak już jest. Bez obrażania się na rzeczywistość. Przyjęcie emocji, które są częścią ludzkiego życia i mojego tu i teraz akurat też. Przyjrzenie się im z ciekawością, zbadanie z każdej strony z otwartością na to, co zobaczę. Tak, to trudne, tak, to mnie uwiera, tak, to mi przeszkadza. Tak, to mnie osacza. Tak, to mnie gnębi. I pomimo całej tej trudności – przyjmuję to doświadczenie i pozwalam mu być z ufnością, że czegoś nowego się o sobie dowiem. Zamiast – nie chcę tego! – z całego serca z tym właśnie jestem. Badam i interesuję się. Moja obecność przy emocji jest czułą obecnością matki przy chorym dziecku. Wypełnia mnie miłość, troska i życzliwość. Dla kogo? Dla tej części we mnie, która cierpi. Szepczę ciiiiii….., kołyszę i tulę. Jestem w pełni i blisko. Stwarzam przestrzeń do usłyszenia szeptu emocji, odgadnięcia jej symboliki, poczucia jej ekspresji.

Nie jest łatwo. Czy mogę i umiem być z tą emocją mimo, że nie jest łatwo? Czy umiem wyzwolić w sobie współczucie dla siebie? Nie krytykę, nie obwinianie, nie bagatelizowanie, nie zaprzeczanie, nie nakręcanie się a głębokie współczucie. Cierpię i boli mnie. Czy dam sobie empatię, zrozumienie, towarzyszenie w trudności? Przydałby się ciepły koc, parująca herbata i pogawędka z emocją… Tylko my ze sobą. Razem choć osobno. Nie jestem w tej emocji, ja ją po prostu w pełni odczuwam. Co chcesz mi powiedzieć, skoro stworzyłam ci do tej rozmowy psychologiczne ramy zaufania i bezpieczeństwa? Jaką prawdę odważnie objawisz? Z czym do mnie przybywasz?

Przez ranę dostaje się światło.

Pojawia się ukojenie, puszcza napięcie i oswobadza wcześniejsze zakleszczenie. Przychodzi jasna dobra odpowiedź albo spokojne „jeszcze nie wiem”. Z tego miejsca decyduję, co robię. Posłaniec został przyjęty i usłyszany. Czy jego posłanie będzie uwzględnione w moim życiu?

Jestem częścią wszechświata, emocje też. Czy mogę zaufać, że nasze połączenie teraz jest nieprzypadkowe? Czy mogę zaufać, że wszechświat dba o mnie w ten sposób i stara się mnie zatrzymać, gdy biegnę, pędzę, muszę, powinnam, walczę, unikam… Miłość, która mnie stworzyła cały czas łagodnie interweniuje, gdy się gubię i błądzę. Teraz umiem to dostrzec. Zatrzymuję się, otwieram drzwi mojego ciasnego ego i zapraszam do środka to, co już czeka, a przyszło z przestrzeni większej niż ja. Poddaję się tej mądrej miłości, której zadaniem jest dbać, pomagać, leczyć rany, koić, rozpuszczać i nieść ulgę. Ta zmiana mojego nastawienia stwarza zupełne nowe możliwości. Tak, to co czuję jest trudne i jednocześnie kocham siebie i dlatego potrzebuję i korzystam ze swojego wsparcia.

Życzliwość dla siebie w obliczu trudności naprawdę działa. Przekonaj się…

 

„Przytul w ten czas nieludzki swe ucho do poduszki, bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas.” Fragment Wiersza z banałem w środku. Ksiądz Jan Twardowski