obłąkańczo-euforyczny wyraz twarzy, bez kontaktu z tu i teraz, odlatuje gdzieś porwany w wir wewnętrznego kosmosu, frunie chwiejnie między krawężnikami – naćpał się, by poczuć coś zamiast..?
zwierzęce czujne ruchy, zewsząd rejestruje zagrożenie, agresja spode łba, kanciasty niedogłaskany kark, włos najeżony, przechodzi przez ulicę twardo obok przejścia dla pieszych – szuka zaczepki, by sobie ulżyć?
niezdrowo niewyrośnięta, życiowo zmięta, zapadnięta bez piersi i bioder, z ostro ustawionym podbródkiem, plująca przekleństwami wsiada do tramwaju – zużyta po nocy, by ukoić samotność?
niewyraźny i lekki jak mgła, ostrożnie wyczulony na nadmiar zbędnego ruchu, siedzi na murku i tępo patrzy w dół nieobecnym wzrokiem, kiwa się, smętny i zawieszony w próżni – pije, by dać radę?
Śródmieście mojego miasta: Gdańska, Świętojańska, Rycerska.
Na tych ulicach trwa walka o godność. Ludzie bez imienia czepiają się dostępnych strategii przetrwania. Tyle ocen, etykiet, przymiotników dobrałam, by opisać, co widziałam. Łatwo mi, za łatwo w ten sposób patrzeć, gdy czysta obserwacja gubi się w subiektywnym odbiorze. Wszechobecne cierpienie i dążenie do skrawka szczęścia – tak widzę ten poranek. Przebudzona ich przebudzeniem dziś około 7.00.