10-latek zapytał: „Wiesz czego się najbardziej w życiu boję?”
Znieruchomiałam z niemą domyślną odpowiedzią: wojny? rozwodu rodziców? potworów?..
Odpowiedział: „Tego, że zrobię coś źle”.
„Chyba, że zrobisz coś złego?” – doprecyzowałam z nadzieją.
„Nie, że zrobię coś źle. Źle napiszę klasówkę, źle odpowiem, źle kopnę piłkę…”
Zamarłam, bo myślałam, że „czego się najbardziej w życiu boję” będzie dotyczyć strachu przed śmiercią mamy, udziału w wypadku drogowym, utraty przewidywalności i bezpieczeństwa, czegoś, na co się nie ma wpływu, z czym wiąże się olbrzymia bezsilność. Gdy usłyszałam ”najbardziej boję się, że zrobię coś źle” to wstrzymałam oddech z bólu, że media, szkoła, koledzy, nieludzka presja społeczna zabierają dzieciom dzieciństwo i wpędzają w kierat rywalizacji i perfekcjonizmu tak szybko.
Odpowiedziałam: „Czy wiesz, że zamiast bać się, warto być odważnym w robieniu czegoś źle? Można być tak odważnym, żeby nie bać się popełnić błędów. Stale próbować i sprawdzać efekt i zaczynać jeszcze raz coś robić, jeśli nie wyszło tak, jak byśmy chcieli. Odwagą jest pozwolić sobie na to, by się uczyć i rozwijać w swoim własnym tempie, czasem powoli, a nie wszystko najlepiej już teraz od razu. Odwagą jest dać sobie zgodę na to, że mogę popełniać błędy, bo to mnie nie przekreśla, a uczy. Nie da się być doskonałym, tym bardziej we wszystkim, to niemożliwe i dlatego tak cierpimy, bo nie możemy tego osiągnąć. Da się za to być wystarczająco dobrym, zaangażowanym, ciekawym rezultatów, tak, by dzień po dniu być krok dalej w tym, w czym chce się być lepszym. Jak to brzmi dla Ciebie?”
Zaczęliśmy rozmawiać. Strach przed porażką i wyśmianiem okazał się mocno ugruntowany. „Boję się zrobić coś źle” 10-latka wynika z krótkoterminowych celów narzucanych przez szkołę i oczekiwań innych ludzi, którym należy sprostać, by nie czuć się odrzuconym, gorszym, umniejszonym i upokorzonym przez porównania i oceny. Okazało się, że zadowalanie innych zabiera dużo energii i odbiera chęć na szukanie, doświadczanie, próbowanie różnych rozwiązań zanim jedno okaże się tym właściwym.
A przecież popełnianie błędów, traktowane nawet jako chwilowy (w skali długości trwania życia) upadek, a później podnoszenie się po porażce, otrzepywanie pyłu i oględziny siniaków budują odporność psychiczną. Akceptacja naturalności tego procesu pozwala wstać z kolan jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze. Redukuje wstyd i poczucie winy, a wzmacnia zaufanie do siebie. Jak ważne jest dać sobie prawo do tego, zrozumieć tę prostą prawdę – bycie niedoskonałym i wrażliwym jest częścią naszej ludzkiej natury. To dar służący eksplorowaniu świata i siebie. Dzięki darowi niedoskonałości możemy subtelnie badać swoje możliwości i ograniczenia. Otwierają się wtedy przed nami nowe perspektywy, które wzbogacają nas jako ludzi.
„Mogę zrobić coś źle, mam prawo popełniać błędy” – takie przekonanie pozwala przejąć odpowiedzialność za realnego siebie bardziej niż za nieustanne myślenie o nieskalaniu swojego nierzeczywistego podrasowanego wizerunku i uniknięciu krytyki zewnętrznej. Pozwala być bliżej swojej historii bez retuszu i zakończyć ją inaczej niż to powszechnie jest przyjęte – bez spuszczonej głowy i wyrzutów sumienia, bez poranionego ego, niedowartościowania i samobiczowania. A zamiast tego powiedzieć śmiało – „Mam prawo spróbować jeszcze raz, mogę zacząć od nowa, umiem się do tego zmobilizować, mam energię, która nie wyparowała przy pierwszym upadku, ona się tylko zmieniła – w bardziej dojrzałą. Teraz wiem lepiej, czego chcę i wiem lepiej, czego unikać i na co zwracać uwagę. Bo kiedy robię coś źle i „potykam się czy upadam”, to później wstaję świadomie i godnie z areny życia. Niech inni patrzą. Ja wiem, że to nie koniec a początek. Uczę się siebie – człowieka.”
Ludzka kondycja to brak perfekcjonizmu, przyznanie, że nie jestem zaprogramowaną na sukces maszyną, a częścią natury – z jej siłą i słabością. To wielka odwaga pozwolić sobie być człowiekiem – nietrwałym i delikatnym – żywą istotą a nie robotem. To wielki egzamin dla całej ludzkości, być dla siebie wzajemnie życzliwym i wyrozumiałym w tej podróży do pełni człowieczeństwa.
Dzieci patrzą, widzą i uczą się od nas stosunku do siebie. Niechęci wobec siebie lub łagodności. Krytyki lub życzliwości. Dążenia do gorączkowej intensywności na wczoraj lub do spokojnej równowagi na dziś.
Wiesz, czego najbardziej w życiu chcę? By było w nas więcej miłości niż wrogości.
Wtedy będziemy wzrastać i rozkwitać w mniejszym bólu.
3 komentarzy do “Czego się najbardziej w życiu boję?”
Bea
Więcej życzliwości na co dzień, wśród nas dorosłych… Współpraca i wspólne działania i chociaż próba zauważenia przez nas potrzeb drugiego człowieka Tego mniejszego i Tego większego. Dziękuję Dorotko, za ten tekst.
Dorota Wojtczak
Tak, chociaz proba. Czyli liczy się intencja – jestem dla innych i z innymi. Ode mnie też zalezy ich nastrój. Mam moc sprawcza, by w swiecie bylo wiecej radosci, wolnosci, lekkosci. Jakie to fajne prawda? Tak wlasnie kierowac swa moc, nie inaczej.
oliwka
Cieszę się, że korzystasz. Mam wrażenie że to uniwersalne prawdy, które zagubiliśmy bezrefleksyjnie pędząc przed siebie…