To będzie dłuuugi tekst uprzedzam. Wykańczający dla tych, którzy chcą szybko, błyskotliwie i na temat. A będzie jak w nieobejrzanym dziś filmie Jarmuscha „Paterson”. Ot, raport z takiego podarowanego przez los dnia: bez rodziny, którą kocham naj i bez której jestem też. Sama w domu od nocy do nocy – mój zwyczajny niezwyczajny czas. Zacznijmy zatem tę podróż!

  • Wstałam później niż zwykle

Przebudzenie zgodne z zegarem biologicznym, bo poranna praktyka medytacyjna będzie w swoim lepszym czasie, a nie gdy wszyscy jeszcze śpią. Mam zwyczaj medytować, gdy rodzina śpi – wczesnym rankiem – wtedy cisza, spokój i … brak wyrzutów sumienia, że im odbieram siebie. Ale dziś przez cały dzień wszystko będzie w swoim leniwym czasie, o tak…. Kocia dusza się we mnie odezwała i mruczy. Zadowolona zeszłam po schodach, by w kuchni zrobić pierwszą tego dnia herbatę. Może nie miękko i filmowo zeszłam, ale uważnie. Palce, pięta, palce, pięta. Z poczuciem ciężaru ciała, kołysania rąk, położenia jednej z nich i przesuwania po poręczy. Świadomy ruch w praktyce – każdy krok inny choć podobny – wyostrzyły uwagę. Na kuchnię, do której dotarłam, też. Zanim więc herbata to mop i działanie! Sprzątałam uważnie. Skupiona na tej czynności od intencji wyciśnięcia wody z mopa, po odczucie siły jego nacisku na kafle podłogi, poprzez świadomość zamaszystości ruchów, aż po dostrzeganie i usuwanie śladów wcześniejszego tu życia: psa, ludzi, choinki, przedmiotów… I czego ja tu nie odkrywałam – plamy mniejsze i większe, mniej i bardziej trwałe. Co ciekawe, to skupienie na myciu podłogi z przyjmowaniem tego, co się na niej pojawia i znika nie zmęczyło a odprężyło mnie. Jedna czynność robiona w świadomej koncentracji, dobrej motywacji, ze skoordynowanymi ruchami – jest jak medytacja.

  • Czas na herbatę

Rytuał codzienny więc go lubię. Smak, zapach, wybór kubka, ciepło kubka. Chwila docenienia połączenia, które jest w świecie. Ktoś zasiał, ktoś pielęgnował krzew, ktoś zerwał listki w odpowiednim momencie, ktoś przewiózł, ktoś zapakował, ktoś sprzedał, ktoś dla mnie kupił tę mieszankę herbaty w prezencie… Tylu ludzi bezimiennych, którym dziękuję za dar picia herbaty o poranku. I natura, która słońcem, deszczem, procesami w glebie pozwoliła na wzrost roślin. Wypić więc herbatę z tą świadomością, to jak smakować podróż po świecie, czasie, relacjach… Inny smak niż ten pośpieszny i rutynowy.

  • Nieoczekiwana zmiana

Bo w planie przyszedł właściwy czas na formalną medytację, ale umyta podłoga tak się napuszyła, że pozazdrościły jej półki i zdecydowałam się i o nie zatroszczyć i gdy odniosłam zakurzone ścierki do prania, to i pranie okazało się okazałe w koszu więc uważna selekcja: jasne – ciemne i… pierzemy! Dobrze, że firanki mnie nie napastowały odcieniem szarości… Małe dzieci uwielbiają patrzeć na obracający się bęben pralki, na zmianę prędkości wirowania, zalewanie okienka wodą, smużki piany, taniec kolorów ubrań. Taki cud i tak blisko! Bezpieczna nieprzewidywalność i jeszcze mruczy, buczy, trochę jakby skacze… Zmienić plany bez niechęci, to znaczy nie być przywiązanym i nie trzymać się kurczowo. Włączać się w to, co niesie nurt życia. Zauważać życie.

  • Chwila świadomego oddechu

Cisza, nic nie goni myśli, osiadają same na dnie jak fusy w szklance, w której przestano mieszać. To już wiem, umysłu do niczego nie zmuszę. Mogę go jedynie zaprosić, a on sam się wtedy uspokoi. Świętuję tę godzinę obserwacji umysłu, emocji i ciała. Taką uważną siebie lubię. Czy to zasługa okoliczności dnia czy coraz większego doświadczenia? Czy to ważne? Kontakt ze sobą jest ważny.

  • Słodkie wspomnienie

W pełni tu i teraz, w spokoju ciszy, w zimowej aurze za oknem pomyślałam o aromatycznej kawie i kawałku tortu, który otrzymałam „na drogę” z jubileuszu poradni. Kawa w mojej ulubionej czerwonej filiżance na czystym stole prezentowała się po królewsku, tort smakował wyśmienicie. Jadłam powoli, z wdzięcznością za zaproszenie na wydarzenie jubileuszu, za możliwość poprowadzenia warsztatu dla pedagogów i psychologów, za spotkania w tym dniu, za śmiech, za śpiew, za obserwacje ludzi i ich uroczej ludzkiej niedoskonałości. Za to, że idee trwają i się rozwijają dzięki energii i kreatywności wielu osób. I za to, że są tacy, którzy mają zasoby, by więcej dawać i tacy, którzy mają potrzeby, by więcej brać. I że w sumie to się wyrównuje. I że dobro powraca. A ludzie mają moc.

  • Małe ziarnka – duże danie

Zgłodniałam na poważnie. To wołanie ciała w ciszy pustego domu słyszy się wyraźnie. Dźwięki to osobna kategoria dla trenowania uważności. Jeden bywa dosadniejszy niż mnóstwo. Z drugiej strony jeden może nic nie znaczyć, a cały utwór powali z zachwytu na kolana. Głód w każdym razie brzmi.  Ze znalezionych w szafach i lodówce produktów zrobiłam vegeucztę. Nie, nie jadłam każdego ziarnka ciecierzycy z dbałością o szczegół rozgryzania, smakowania i połykania. Pozwoliłam sobie na odbieranie symfonii pobudzającej kubki smakowe w całości i jednocześnie, bo jak życie, danie składa się z drobiazgów: składników, przypraw, a czasami widzi się efekt końcowy i tyle. Mam świadomy wybór, jak coś chcę widzieć, słyszeć, czuć. Wnikliwie aż do kości, czy powierzchownie naskórkowo. Nie nad wszystkim trzeba się czule czy z rentgenem zatrzymać. Tak teraz myślę.

  • Pracownik dnia!

Zbliżał się sobotni wieczór. Wszystko w swoim czasie więc i myśli o dopięciu kilku spraw zawodowych się pojawiły. Dobra energia do pracy mnie wprost rozpierała i nakręcała. Obserwowałam to: w głowie przychodzące pomysły, w sercu otwartość, by pójść za głosem wewnętrznego imperatywu, w dłoniach niecierpliwe pulsowanie, by już się zabrać za robotę. Tak wygląda moja gotowość do ukierunkowanego działania. Z taką energią prezentację zrobiłam sprawnie, choć wcale nie szybko. Dopieściłam wewnętrznego perfekcjonistę, który wiedząc, że nikt mu „nie przeszkadza”, nie zabiera uwagi i nie utrudnia wyjścia na scenę, znajdował jeszcze to i tamto i znowu to do udoskonalenia. Ostatecznie byliśmy zadowoleni, że zamiast wystarczająco dobrze, tym razem jest prawie super! Poczułam zmęczenie. Taniec z mopem mnie nie zmęczył, praca intelektualna tak. Umysł wysysa energię z ciała. Wiedząc to, warto się regenerować.

  • Joga jako droga do domu

To mi przypomniało, że czas wyjść z głowy, bo ciało woła pomocy. Zgarbione, skurczone, wpatrzone w monitor, przeciążone. Tęskni za jogą. Joga jako jedność ciała i umysłu wiele lat temu okazała się moim odkryciem. Szukając najlepszej formy ruchu, ja nawykowy „umysłowiec” nie odnajdowałam się w fitness, bieganiu, etc… Joga dała mi harmonię. Nie odbierała niczego, za to integrowała nowe. Dziś, z okazji wyjątkowego dnia, gdzie nic nie muszę – wszystko mogę, nie określiłam czasu praktykowania jogi. Chciałam zobaczyć zarówno swoje możliwości, jak i granice bez wcześniejszych założeń. Za to określiłam sobie intensywność mojej świadomości. Chciałam być w każdym oddechu, w każdym ruchu w pełni. No nie byłam w każdym… Ale intencja zbliżyła mnie do tego. Oddech płynął jak fale, w rytm których odbywał się kolejny ruch. Nie da się ukryć, że bywa joga w biegu. Bywa też joga uważna. Bywam w biegu, bywam uważna. Akceptuję to i to, bo obrażanie się na rzeczywistość niczemu nie służy, a wpędza w niezłe niezadowolenie…

  • Oczekiwania i rozczarowania

Przed snem zaplanowałam oglądanie filmu, który za mną chodził od kilku dni, ale nie było czasu i nagranie tekstów. Czekałam na to. Zwieńczenie mojego dnia moim akcentem. Nic z tego nie wyszło. Sprzęt odmówił współpracy ze mną. Godzina prób, szukania rozwiązań… Złapałam się na tym, że obserwuję jak na to, co się dzieje, reaguję. Właśnie nie wychodzi mi to, na co się tak bardzo nastawiałam… A ja przyjmuję to z wyrozumiałością dla siebie i sprzętu, bo i tak nic z tym nie zrobię i tak mi nikt w tym nie pomoże, bo jestem sama w domu… Sama w domu, a tyle się wydarza, gdy decyduję się przełączyć mój mózg na tryb uważności! Zatrzymałam się na tym. Tyle emocji, tyle myśli, tyle znaczeń. Nawet chwilowa nuda czy zniecierpliwienie mogą być obiektem medytacji. Jak to czuję? W którym miejscu ciała to czuję? Jakie myśli się pojawiają? Jak mi z nimi jest? Jak to się ma do moich typowych reakcji na co dzień?… Życie nie jest ani dobre ani złe, ani nudne ani ciekawe, ani wolne ani szybkie. Życie jest. Wszelkie przymiotniki nadajemy życiu my. Mój na dziś – życie jest intensywne także bez presji! Cudne, nudne.

 

  • Na koniec

Wybrałam kilka chwil zatrzymania z tego cudownego nudnego dnia uważności, który zesłało mi życie. A co Ciebie zatrzymuje, czemu Ty dajesz swoją uwagę, do czego przykładasz ucho, co przyciąga Twój wzrok, jaki smak jest na Twoim języku? Co pamiętasz z dziś? Otwarty umysł to przygoda. Sztywny umysł to cierpienie i napięcie. Jak dobrze, że umysł można wyćwiczyć i uelastycznić, prawda?

  • Propozycja

Nie oczekuj za wiele. Zacznij kolejny dzień od dobrej herbaty. Od łyku miłości dla siebie. Jednocześnie od zaufania, że życie, to coś więc niż Twoje małe czy duże ego. A jeśli doczytałeś do tego miejsca, to może jesteś gotowa /-y na kurs Mindfulness?

  • Podziękowania

Mojej ukochanej rodzinie, że mogłam tak wnikliwie siebie obserwować pod ich nieobecność. I być i robić – ufając, że ten świadomie spędzony czas przybliża mnie do nich i do siebie. Wsłuchałam się w ciszę mówiącą o tym rodzaju szczęścia, za którym tęskni moje serce. No i kilka razy do siebie jednak dzwoniliśmy 😉